poniedziałek, 5 listopada 2012

Wolne wnioski o nauce

Z jednej strony, to zabawne, że tak opieramy się na nauce, która liczy sobie raptem 100 lat i to w porywach, że nie dopuszczamy nawet czasem myśli, że to może te naukowe narzędzia są kiepskie, czy żeby nie drażnić, niewystarczające. I jakie to ma znaczenie, że jedni nazywają to teraz bioenergoterapią, kładzeniem rąk, przesyłaniem energii, doładowywaniem energią, czakroterapią, itd., kiedy o fizyce kwantowej, ba, o przeszczepach narządów, komórkach macierzystych nie mówiliśmy wcale, albo z niedowierzaniem lub wrogością, a teraz przyjmujemy za pewnik. Oczywiście, że są i w tej grupie tzw. "szarlatani", podobnie jak wśród lekarzy, ale wrzucanie wszystkich do jednego worka jest tak samo niemądre, czy może nierozsądne. Przypomnijmy sobie afery z lekami, szczepionkami, które uszkadzały płody, które miały, mają skutki uboczne. Nie czarujmy się, że koncerny farmaceutyczne, która obracają miliardami w każdym kraju, że lekarze medycyny konwencjonalnej (czyt. umownej) po kilkunastu latach nauki, praktyki przyznają: - Tak, tak, mój kolega ma dar i pomaga ludziom lepiej, niż ja, bo we wszystkich chorobach.
I ja się nie dziwię, bo choć to temat na inną dyskusję, to przyznajcie, że prawie wszystko rozpatrujemy w kategoriach pieniądza, zysku.
Nie zastanawiamy się zazwyczaj, czy może spróbować, ale czy to się opłaca...